ojciec mateusz i bytom
Blogi i felietony

Ojciec Mateusz i Bytom – Maciej Bartków

Warto przypomnieć zatem, iż była to zasługa Bytomia, a konkretnie pracowników bytomskiego Przedsiębiorstwa Robót Górniczych…

„Ojciec Mateusz” to cieszący się olbrzymią popularnością serial emitowany w TVP od 2008 roku. Serial opowiada o przygodach katolickiego księdza, który po powrocie z misji na Białorusi zostaje skierowany do pracy w parafii w Sandomierzu. Jako proboszcz wspólnie z zaprzyjaźnionymi policjantami rozwiązuje zagadki kryminalne oraz niesie pomoc swoim parafianom, a także wszystkim, którzy są w potrzebie. Co zatem może mieć wspólnego Ojciec Mateusz z Bytomiem? Oczywiście podziemia i ich tajemnice.

Wyemitowany w dniu 19 listopada 2020 roku odcinek 313 zatytułowany „Klątwa” rozgrywał się w sandomierskich podziemiach. Aneta Dereń, wybitna archeolog z Sandomierza, odkryła tam grób i zmumifikowane zwłoki Templariuszy. Napis, jaki pozostał przy zamaskowanym grobie głosił, iż kto zakłóci ich spokój zginie…

Podziemna Trasa Turystyczna w Sandomierzu to udostępniona do zwiedzania część kilkukondygnacyjnych komór i chodników znajdujących się pod Starym Miastem. Ich powstaniu sprzyjała zalegająca na tym terenie gruba warstwa lessu. Drążone korytarze pełniły w minionych wiekach rolę składów kupieckich, w których przechowywano głównie wino, sól i śledzie. Służyły także jako schronienie w niebezpiecznych sytuacjach. Zapotrzebowanie na podziemne magazyny było ogromne, co spowodowało, że osiągały one nawet 15 metrów głębokości. Po kilku wiekach, kiedy pozycja Sandomierza nie była już tak strategiczna, lochy odeszły w zapomnienie. Nieużywane i niezabezpieczone stały się przyczyną katastrof budowlanych, które nasiliły się w roku  1963. Wówczas zespół pracowników naukowych Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie opracował specjalny program „Wytyczne Ratowania Dzielnicy Staromiejskiej w Sandomierzu”, a rok później rozpoczęto prace górnicze w podziemiach. W rezultacie uzyskano obszar prawdziwego labiryntu piwnic, korytarzy, wyrobisk, tworzących długie, kilku kondygnacjowe, podziemne miasto. Warto przypomnieć zatem, iż była to zasługa Bytomia, a konkretnie pracowników bytomskiego Przedsiębiorstwa Robót Górniczych.

 

Podziemna Trasa Turystyczna w Sandomierzu. Stan obecny

Sandomierskie lochy owiane są legendami. Drążone przez wieki pod miastem korytarze i komory w opowieściach i legendach ciągną się do podmiejskich wiosek Kobierniki i Krakówka a nawet pod dnem Wisły na jej prawy brzeg i dalej – aż do zamku w Baranowie Sandomierskim. Tu według legendy zginęła bohaterka Halina Krempianka, ratując miasto przed Tatarami – czytamy na stronie miejskiej Sandomierza. Co ciekawe, w trakcie trwających wiele lat prac górniczych, także gwarkowie z Bytomia odkryli tam niejedną tajemnicę…

Już od dwu lat pracownicy Przedsiębiorstwa Robót Górniczych z Bytomia prowadza w Sandomierzu roboty zabezpieczające wyrobiska podziemne, badają piwnice, inwentaryzują je, ratując w ten sposób to stare miasto przed zawaleniem.

— Co zrobiliście już do tej pory w Sandomierzu? — pytamy Mariana Wyrazika, sztygara, kierownika grupy robót PRG z Bytomia w Sandomierzu.

– W roku bieżącym przerobiliśmy w podziemiach w Sandomierza trzy miliony złotych. Odkopaliśmy około 300 metrów bieżących piwnicę, a zabezpieczyliśmy prawie 100 metrów bieżących piwnic. Sposób zabezpieczania ustalają fachowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa, którzy wespół z nami ratują walący sie Sandomierz. Pełno pod nim piwnic (do głębokości 15 metrów), które zapadają się szczególnie w czasie długotrwałych opadów.

— Podobno znaleźliście także jakieś skarby?

— Tak. W czasie prac w podziemiach znaleźliśmy sakiewkę z monetami austriackimi. Oddaliśmy ją miejscowemu muzeum Natomiast we wrześniu 11 wykopaliśmy skrzynię z kosztownościami. Były w niej między innymi — zegarek złoty, pierścionki, bransoleta i świeczniki sakralne.

— Jak się czujecie w Sandomierzu?

— Staliśmy się miłośnikami tego pięknego starego grodu. Pracujemy w 23-osobowej grupie. Oprócz mnie pracownikami PRG z Bytomia są jeszcze: Konrad Żur, Mieczysław Prosowski, Piotr Widera, Jan Wicher, Andrzej Król, Kazimierz Byrczek, Zdzisław Kołakowski, Stefan Kandziora, Eugeniusz Jaworski i Antoni Kaługa. Reszta to pracownicy pomocniczy — miejscowi. Mieszkamy w hotelu PTTK. Praca w podziemiach Sandomierza jest bardzo ciężka i niebezpieczna (w lochach panuje nieznośny fetor, piwnice grożą zawaleniem). Roboty tu jeszcze bardzo dużo i kilka lat będziemy jeszcze pracować w podziemiach Sandomierza[1].

„Życie Bytomskie”, nr 13, 1971r.

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku o prowadzonych w Sandomierzu pracach szczegółowo informowało mieszkańców naszego miasta „Życie Bytomskie”. W kolejnym tekście na ten temat przeczytać możemy między innymi:

(…) Opowiada wielki miłośnik i znawca Sandomierza pan Targowski, że przed wojną, gdy dom pewnej nauczycielki muzyki, na zachodniej skarpie, zaczął się zapadać, mawiało się wówczas w mieście, że „tyły pani Szydłowskiej się obsuwają”.

Ale i dziś mają miejsce w Sandomierzu dość niezwykłe wypadki. Onegdaj, stały sobie w podwórku domu dwie gospodynie i najspokojniej w świecie rozmawiały o nowościach branży tekstylnej. Nagle, jedna z pań zniknęła z powierzchni tego świata, jakby zapadła się pod ziemię. I rzeczywiście, wpadła w głębokie podziemia miasta i to na oczach swej osłupiałej z przerażenia towarzyszki.

Kiedy indziej zapadł się pod ziemię stojący na ulicy autobus. Obsuwając się rozerwał przewody wodociągowe. Buchająca z nich gwałtownie woda zaczęła tak szybko podmywać fundamenty najbliższych kamienic, że jeszcze tej samej nocy trzeba było ewakuować jej mieszkańców.

Pięknemu miastu, zabytkowi o bezcennej wartości zaczęła wręcz grozić prawdziwa zagłada.

Ale, Sandomierz nie zginie pośpieszyli mu bowiem z pomocą, jak w Jarosławiu, górnicy bytomskiego Przedsiębiorstwa Robót Górniczych.

Jest ich piętnastu. Kierownictwo oddziału sprawuje doświadczony górnik Marian Wyrazik, który w Sandomierzu jest od pierwszego dnia akcji ratowniczej. W zespole są jeszcze: sztygar zmianowy Sławomir Kukula, górnik strzałowy Jan Wicher, górnik Wacław Różycki, młodszy górnik Kazimierz Byrczek — żeby tylko wymienić tych kilku, zasiedziałych w Sandomierzu już od dość dawna. Praca naszych górników ma dla zabytkowego Sandomierza znaczenie ogromne. Tak, jak w Jarosławiu drążą oni w mieście szybiki, wyszukują podziemne korytarze i wyrobiska, oczyszczają je i obudowują, inne znów podsadzają. Reperują, wymieniają i wzmacniają fundamenty domów. W ciągu 6 lat swej pracy uratowali już przed zniszczeniem 13 zabytkowych kamieniczek, a aktualnie pracują przy dalszych 20 kamienicach. Ich największy sukces i największa duma to zabezpieczanie przepięknej i bezcennej kamieniczki Oleśnickich w rynku pod numerem 27, gdzie obecnie znajduje się muzeum miejskie.

W rynku pod numerem 31, stoi zabytkowa, 17-wieczna kamieniczka, w której mieszka sandomierski aptekarz i wielki znawca miasta, wspomniany już pan Targowski. W przestronne] izbie, pełnej starych mebli, antyków, książek i pięknych przed miotów starei sztuki, siedzimy przy stoliku, na którym aromatycznie paruje doskonale przez gospodarza zaparzona kawa 1 rozmawiamy. Jest także kierownik koordynacji inż. Janusz rfeyha.

— Pierwsze prace górnicze — opowiada pan Targowski — przeprowadzone zostały właśnie w mojej kamienicy, a właściwie pod nią. Znaliśmy dwa poziomy piwnic. Górnicy odkryli trzeci, który biegł w kierunku ratusza. Są w nim cenne partie murów z okresu późnego gotyku.

— Czy znaleziono coś ciekawego w tych korytarzach?

— O tak, — odpowiada Targowski — ponieważ mój pradziad miał winiarnię, zachował się jeszcze w piwnicy stary hak od windy do spuszczania beczek, górnicy znaleźli beczułkę starego, ponad stuletniego węgrzyna. Wino było ze starości gęste jak galareta, ale smakowało wyśmienicie. W trakcie renowacji mojego domu trzeba było rozebrać jedną ścianę i właśnie w czasie rozbiórki znaleźliśmy w murze buteleczkę, w której znajdowała się kartka z takim tekstem: „Roku 1843, w Sandomierzu, 25 października, właściciel, kupiec domu Franciszek Dutreppi pisał, w handlu na ten czas byli na drugiej stronie Narcyz Olszyński, Tomasz Sontag — Węgier, Ignacy Dutreppi, Jan Drazyetti subiekt kawaler mający lat 70. Koniec basta. Zmówcie za nas po Zdrowaś Marya”. Przypuszczam, że po pracy, kiedy zamknęli już swoje sklepy spotkali się ci panowie u mojego pradziada, aby przy kieliszku dobrego wina posiedzieć i pogawędzić. Tak się jednak podochocili, że postanowili spotkanie to upamiętnić. Spisali więc tę kartkę, włożyli ją do butelki i zamurowali. Odnaleźli ją dopiero górnicy.

— Niech pan jednak nie myśli — wtrąca się do rozmowy inżynier Keyha — że górnicy zajmują się tylko wyszukiwaniem starych przedmiotów i beczek z winem. Ich robota w naszym mieście jest o wiele bardziej pożyteczna i ważniejsza. Jak pan się zorientował poddajemy obecnie Sandomierz gruntownemu remontowi. Nie tylko zabezpieczamy podziemia, ale przy okazji odnawiamy domy, wzmacniamy mury. Otóż, w tym dziele odnowy wszystkie roboty podziemne aż do poziomu zerowego wykonują wasi bytomscy górnicy. Resztą, powyżej poziomu ulicy, zajmują się budowlani.

— Ile jeszcze domów wymaga zabezpieczenia?

— Około 60. A więc pracy jest na kilka lat.

— Jak pan ocenia pracę górników?

Inżynier Keyha zaciąga się dymem papierosa i mówi:

— Nadzwyczaj wysoko. Muszę przyznać, że cokolwiek robią górnicy, robią to szybko i dokładnie. Na przykład ich roboty murarskie mogą służyć za wzór niejednemu murarzowi, są czyste, mocne, słowem świetne. Solidna robota górników ma nie tylko zasadnicze znaczenie dla przyszłości Sandomierza, ale podciąga także inne załogi. Wszyscy tu uczymy się od waszych górników dobrej roboty.

(…)

Siedzimy tak i gawędzimy o Sandomierzu, o górnikach i żałujemy, że nie ma już owej starej beczułki z węgrzynem, znalezionej w głębokich piwnicach domu. Gospodarz znalazł jednak coś bardziej współczesnego, co zastąpi wino. Wznosimy więc toast za górników, którzy piękny Sandomierz ratują i którzy swą dobrą pracą przywracają mu dawny blask i świetność[2].

Podziemna trasa turystyczna w Sandomierzu została oddana do użytku w dniu 10 grudnia 1977 roku.

Bytomscy górnicy nie tylko uratowali przed zawaleniem wiele historycznie cennych budynków, ale jednocześnie wzbogacili miasto o unikalną wówczas i interesującą do dzisiaj atrakcję turystyczną.


[1] Nasi w podziemiach Sandomierza, „Życie Bytomskie”, 1965, nr 48.

[2] Rajski Wiesław, Miasto na siedmiu wzgórzach, „Życie Bytomskie”, 1969, nr 22.

Komentarze

Czy podobał się artykuł?

Tak
1
Nie
0

Może ci się również spodobać:

Komentarze są wyłączone.