Aktualności

Tajne bronie Trzeciej Rzeszy. Wątek bytomski

Rozmowa z Bartoszem Rdułtowskim, autorem książek, badaczem zagadek militarnych, wydawcą i szefem wydawnictwa Technol. Zajmuje się historią wojskowości, a głównie historią tajnych projektów wojskowych, począwszy od II wojny światowej aż po czasy współczesne. Jest autorem wielu artykułów i kilkunastu książek. Twórca i wydawca „Militarnych sekretów” – serii książek o tematyce wojenno-historycznych zagadek. Współautor, poświęconego zagadkom Gór Sowich filmu dokumentalnego „Tajemnica Riese”. Współpracuje m.in. z czasopismem „Wiedza i Życie – Inne Oblicza Historii”.

Redakcja: Sądzi pan, że historia drugiej wojny światowej wciąż może nas zaskoczyć jakimiś rewelacjami o niemieckiej tajnej broni?

Bartosz Rdułtowski: Myślę, że tak. A już na pewno może nas zaskoczyć historiami, które pod koniec wojny lub zaraz po jej zakończeniu pojawiły się w światowej prasie, a później zostały na całe dekady zapomniane.

R.: A co z Bytomiem? Istnieje jakiś ślad łączący to miasto z niemieckimi pracami nad osławioną Wunderwaffe?

B.R.: Istnieje, a w dodatku jest bardzo ciekawy. Na jego ślad natrafiłem w prasie… nie uwierzy pan… brazylijskiej. Wszystko zaś za sprawą zdekonspirowanego w 1942 roku niemieckiego szpiega Josefa Starzicznego. Gdy w listopadzie 1948 roku w jego celi pojawił się dziennikarz lokalnej gazety, zastał tam niemieckiego inżyniera skupionego nad projektami, szkicami i wyliczeniami. Starziczny stworzył sobie w sali dla więźniów politycznych prawdziwe biuro. Na tym jednak nie koniec, zaproponował on wówczas brazylijskiemu rządowi opracowanie bardzo zaawansowanego technicznie latającego dysku. Stwierdził też, że jego dwumetrowy prototyp testował już w 1941 roku w Trzeciej Rzeszy.

R.: I testował ten zagadkowy prototyp w Bytomiu?

B.R.: Nie. Badał go gdzieś na Pomorzu w okolicach Szczecina. Z Bytomiem Starzicznego łączyło zaś to, co Kopernika z Toruniem. Pojmany w Brazylii niemiecki szpieg urodził się w Bytomiu, co miało miejsce rankiem 25 lipca 1898 roku. Jego ojcem był polski inżynier o imieniu Simon. Swoją drogą byłoby niezmiernie ciekawie, gdyby udało się znaleźć jakąś dokumentację owej bytomskiej rodziny. Na studia Starziczny wyjechał już do Wrocławia.

R.: A wspomniany przez pana latający dysk faktycznie powstał? Wierzy Pan w tę historię?

B.R.: Przypuszczam, że Starziczny wymyślił ją w konkretnym celu. Wiadomo, że pod koniec drugiej wojny światowej amerykański wywiad wojskowy, podobnie jak brytyjski, czy sowiecki szukały niemieckich naukowców i inżynierów, zaangażowanych w prace nad nowatorskimi broniami. Dzięki temu, mimo swojej nierzadko zbrodniczej przeszłości, unikali kary, więzienia i całkiem dobrze im się wiodło. W mojej ocenie Starziczny, opowiadając brazylijskiemu dziennikarzowi o swoim domniemanym projekcie latającego dysku, chciał zwyczajnie zyskać wolność.

R.: A dlaczego wymyślił akurat historię o latającym dysku?

B.R.: Zapewne dlatego, że od końca czerwca 1947 roku na świecie rozpętało się istne szaleństwo związane z obserwacjami latających talerzy. Ponieważ nikt nie wiedział, co kryje się za tymi zagadkowymi obserwacjami, setki dziennikarzy, naukowców i polityków zadawało sobie pytanie, czy przypadkiem nie jest to jakaś supertajna broń któregoś z mocarstw, opracowana na bazie technologii przejętych w Trzeciej Rzeszy. Właśnie w tę retorykę wpisywał się Josef Starziczny z historią o opracowanym przez siebie w 1941 roku dysku.

R.: Czyli możemy dzisiaj śmiało powiedzieć, że bytomianin był jednym ze świadków twierdzących po wojnie, jakoby pracował nad niemieckimi latającymi spodkami?

B.R.: Starziczny był nie tylko jednym z kilkudziesięciu świadków, którzy po wojnie opowiedzieli o pracach nad dyskami w Trzeciej Rzeszy. On był pierwszym, który coś takiego opowiedział. A przynajmniej pierwszym, do którego relacji mnie udało się dotrzeć w ciągu dwudziestoletniego śledztwa i zgromadzenia ponad tysiąca materiałów źródłowych. Można śmiało powiedzieć, że urodzony w Bytomiu Starziczny rozpoczął w 1948 roku opowieść o tzw. UFO Hitlera.

[Ze szczegółowym opisem historii Josefa Starzicznego można zapoznać się w książce Bartosza Rdułtowskiego pt. „Kryptonim V-7” (raport drugi). Książka do nabycia w Bytomiu w księgarni na placu Tadeusza Kościuszki 10 oraz na stronie Wydawnictwa Technol: www.wydawnictwotechnol.pl ]

Ilustracje:

1. Kopia jednego z artykułów z prasy brazylijskiej, w jakim opisano rewelacje bytomianina, Josefa Starzicznego [archiwum Bartosza Rułtowskiego]

2. Josef Starziczny w zaimprowizowanym biurze w celi dla więźniów politycznych w Rio de Janeiro w 1948 roku [archiwum Bartosza Rułtowskiego]

Komentarze

Czy podobał się artykuł?

Tak
3
Nie
0

Więcej w:Aktualności

Może ci się również spodobać:

Komentarze są wyłączone.